©  NiUS Radio Uniwersytet Szczeciński wszystkie prawa zastrzeżone. 

 
  • Home
  • Wywiady
  • "Najważniejsze, aby nie byli sami". Rozmowa z dr Marzeną Piłat

"Najważniejsze, aby nie byli sami". Rozmowa z dr Marzeną Piłat z Instytutu Psychologii US

9 Czerwca 2023 | Agnieszka Szlacha "Przegląd Uniwersytecki"

Jak długo pracuje już Pani z osobami z doświadczeniem migracji?

Pracuję z cudzoziemcami, w tym również z migrantami przymusowymi i dobrowolnymi, od 1995 roku. Zaczęłam cztery lata po tym, jak podpisaliśmy Konwencję Genewską dotyczącą statusu uchodźców. Pracowałam z grupami ludzi z różnych krajów, np. Afganistanu, Pakistanu, Iraku, Iranu, Algierii, Sri Lanki, Somalii, Sudanu, a także – byłego Związku Radzieckiego, z Armenii, Czeczenii. Z grupą osób z Czeczenii pracowałam zdecydowanie najdłużej, ale zaczęło się od wojny w Bośni i Hercegowinie. Wówczas do Polski i przez Polskę na Zachód uciekało wielu ludzi z tamtego obszaru, szczególnie Bośniaków, była też nieliczna grupa Serbów i Chorwatów. To była pierwsza grupa, z którą pracowałam, obejmująca uchodźców wojennych. Ludzi, którzy korzystali z mojej pomocy psychologicznej, było bardzo wielu, szacuję tę liczbę na ok. 4 tysiące. Teraz również zdarza mi się pracować wolontariacko i pomagać ludziom. Również dlatego, że po prostu oni mnie znają i mają kontakt do mnie. W pracy naukowej zajmuję się psychologią międzykulturową. Moje zainteresowania obejmują między innymi traumę wojenną i integrację cudzoziemców.

Jakie działania zostały przez Panią podjęte w momencie rozpoczęcia działań wojennych na terytorium Ukrainy?

W momencie, gdy wydarzyła się ta tragedia na Ukrainie, byłam osobą przygotowaną do podjęcia działań. Ludzie przybywający z Ukrainy również się do mnie zgłaszali. To była praca wolontariacka, na którą należało znaleźć dodatkowy czas, ale nigdy nie odmawiałam nikomu, kto potrzebował pomocy. Mam znajomych na Ukrainie, czasem również za ich pośrednictwem ktoś mnie prosił o pomoc i udzielenie osobom przybywającym do Polski wsparcia. Gdy zaczynałam pracę w latach 90., mało kto się tymi kwestiami zajmował, więc trzeba było umieć poradzić sobie z ludźmi w każdym wieku, z każdej grupy społecznej. Różnice kulturowe były oczywiście olbrzymie – im dalej od nas geograficznie, tym różnice te były większe. Ale nawet w przypadku Ukrainy okazuje się, że te różnice jednak są, chociaż jesteśmy bliskimi sąsiadami. Może było mi łatwiej wspierać uchodźców mimo tych różnic, ponieważ do Szczecina z Lublina przyjechałam już z dużym doświadczeniem zawodowym. Ośrodki dla cudzoziemców, w których pracowałam, były przez wiele lat rozlokowane tylko na ścianie wschodniej. Zachód Polski żył innymi problemami.

Chciałabym dopytać, o jaki rodzaj wsparcia przede wszystkim chodzi? O jakiego rodzaju pomocy mówimy?

Wsparcie psychologiczne jest pojęciem dość szerokim. W przypadku uchodźców wiele zależy od tego, z jakiej grupy etnicznej, z jakiego kraju ci ludzie pochodzą, ale przede wszystkim – od tego, co przeszli, co było ich udziałem, jak wielka była to tragedia i traumatyczne doświadczenie (np. wojna domowa, konflikt zbrojny, również międzynarodowy – jak w przypadku Syrii, Iraku). Zawsze jednak należy przede wszystkim postawić dobrą diagnozę, to jest podstawa w pracy psychologa. Dziś bardzo dużo mówi się o traumie, ona rzeczywiście występuje, ale zdarza się, że za bardzo medykalizujemy i psychologizujemy to pojęcie: wydaje nam się, że wszystko jest traumą, każda sytuacja trudna. To tak nie jest, trauma ma jasno określoną definicję. Jest to zazwyczaj nagła sytuacja, w której człowiekowi grozi realne niebezpieczeństwo utraty zdrowia, życia lub jest świadkiem tego, że ktoś obok niego traci życie. Możemy mówić o traumie wynikającej z przyczyn naturalnych (np. trzęsienie ziemi, jak miało to niedawno miejsce w Turcji) oraz związanej z działalnością człowieka, gdy ludzie robią sobie coś okropnego nawzajem (np. wojna, tortury, prześladowania).

Właściwa diagnoza w takich przypadkach wydaje się mieć ogromne znaczenie.

Tak, musimy rozróżnić wiele sytuacji i elementów. Bowiem nie możemy postawić diagnozy zespołu stresu pourazowego czy zespołu ostrego stresu osobie, według której trauma polega na tym, że straciła pracę. To jest trudne przeżycie i nie umniejszam tego, czasami utrata pracy może przerodzić się w traumatyczne doświadczenie, jeżeli występuje wiele innych czynników, które się z tym wiążą. Zawsze zaczynamy od diagnozy, opartej na odpowiednich diagnostycznych wskazówkach wynikających z naukowych opracowań, którymi się wspieramy, i dostosujemy do tej diagnozy pomoc psychologiczną.

Jaka zatem była sytuacja psychologiczna osób przybywających z Ukrainy?

Na początku mieliśmy do czynienia z zespołem ostrego stresu, na który według moich obserwacji i badań prowadzonych w tym czasie, w pierwszych dniach cierpiało wiele osób przybywających do Polski, a także – z trudnościami adaptacyjnymi, które się z nim wiązały. Były to sytuacje, w których te osoby opuściły swoich bliskich, np. synów, ojców, mężów walczących na wojnie, co było dla nich bardzo obciążające psychicznie. Natomiast u ludzi, którzy przyjeżdżają z Ukrainy teraz, po roku od rozpoczęcia działań wojennych, podejrzewałabym już zespół stresu pourazowego (PTSD). Nie u wszystkich, to też należy podkreślić. W literaturze mówi się o ok. 20-30 proc. uchodźcow, u których po doświadczeniu sytuacji poważnie zagrażającej życiu rozwija się PTSD. Pokazuje to więc, że są osoby bardzo odporne psychicznie, które radzą sobie z traumą, a nawet paradoksalnie – potrafią „przekuć” skrajnie urazowe doświadczenie w potraumatyczny wzrost (Posttraumatic Growth – PTG), prowadzący do pozytywnych zmian w życiu takiej osoby. Nie wszyscy zatem zachorujemy na zespół stresu pourazowego.

Jakie działania należy podjąć, gdy zostaną postawione powyższe diagnozy?

Te zaburzenia mają podobne objawy. Jednak zespół ostrego stresu trwa mniej więcej do czterech tygodni: taki człowiek może być bardzo smutny, drażliwy, może nie chcieć towarzystwa, nie chcieć z nami rozmawiać. Może również mieć zaburzenia somatyczne, jak gorączka, różnego rodzaju bóle, wymioty, podwyższone ciśnienie krwi. Co możemy zrobić? Przede wszystkim zapewnić takiej osobie bezpieczeństwo i spokój, aby mogła się zwyczajnie wyspać, odpocząć. Rozmowa z pielęgniarką, lekarzem, psychologiem czy inną życzliwa osobą jest potrzebna i wskazana. Jednak, jeśli taka osoba nie chce rozmawiać o tym, co ją spotkało, nie zmuszajmy jej do tego. Najważniejsze jest bycie z tą osobą – co właściwie intuicyjnie nasze społeczeństwo zrobiło, byliśmy dla ludzi z Ukrainy bardzo otwarci. Mamy tę chęć pomocy głęboko zakorzenioną. Stereotyp Polaka, który nie wpuszcza uchodźców do swego kraju i nie chce mieć z nimi nic wspólnego, jest stereotypem bardzo krzywdzącym. Pracuję wiele lat w tym obszarze i pamiętam podobną życzliwość naszych rodaków w stosunku choćby do uchodźców z Bośni i Hercegowiny czy Kosowa. Zdarzają się oczywiście różne sytuacje, w tym te naganne i nieprzyjemne, ale nie skupiajmy się tylko i wyłącznie na nich. Nawet sami uchodźcy twierdzili, że to jest koszt ucieczki z kraju. Rozumieli, że znajdując się w obcym kraju, wśród obcych ludzi i nie znając języka, narażają się na ryzyko nieprzyjemności i konfliktów.

Wydaje mi się, że kwestia językowa jest w takiej sytuacji bardzo ważna.

Tak, kwestia językowa jest niezwykle istotna, gdy pracujemy z ludźmi z innych krajów, ponieważ łatwo przy diagnozie przeoczyć pewne rzeczy. Najlepiej jeśli psycholog posługuje się językiem, którym mówią przybysze. Język angielski jest oczywiście bardzo potrzebny, ale mi osobiście bardzo przydał się język rosyjski. Możemy też oczywiście wprowadzić tłumacza, tylko jest to dodatkowa osoba, która może zachwiać poczuciem bezpieczeństwa uchodźcy, nasilić jego lęki, powodować nadmierną czujność, nerwowość u takiej osoby. Widziałam to szczególnie w przypadku uchodźców z krajów Bliskiego Wschodu, którzy nie ufali tłumaczom. Zresztą nie mieliśmy wielu tłumaczy, np. języka perskiego. Zatem tłumacz może nam pomóc, ale może też przeszkodzić w kontakcie z migrantem w traumie. Trauma zaburza postrzeganie świata, a cechą zespołu stresu pourazowego jest też duża nieufność – utrata zaufania do tego, co się wokół nas dzieje, utrata zaufania do ludzi. Bardzo trudno jest wtedy pracować z taką osobą.

Czego – z Pani perspektywy – ci ludzie najbardziej potrzebują?

Kiedy mamy już właściwie postawioną diagnozę, możemy przystąpić do pomocy. W przypadku uchodźcy z zespołem ostrego stresu – bądźmy z nim, niech wie, że ma do kogo zadzwonić, z kim porozmawiać. Niech wie, że ktoś jest – przy nim i dla niego. To nie jest tak, że musimy z tą osobą cały czas rozmawiać. Już sama delikatna, taktowna obecność może takiej osobie pomóc w powrocie do równowagi psychicznej. Oczywiście obserwujemy taką osobę, bo np. objawy somatyczne (różnego rodzaju bóle, problemy z sercem, ciśnieniem, układem pokarmowym) są wtedy bardzo częste. Jeśli to możliwe, dobrze jest zasięgnąć porady lekarskiej – w tym psychiatrycznej lub choćby zastosować leki dostępne bez recepty, żeby pomóc takiej osobie złagodzić powyższe symptomy. Mają objawy lękowe, poczucie zagubienia, świat wydaje się obcy i niezwykle groźny, wszędzie wypatrują nadciągającego niebezpieczeństwa, a to co im się zdarzyło jest jak film: nie mogą uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Bardzo uciążliwe są też koszmary senne, nie pozwalające na chwilę wytchnienia i odpoczynek. Jak zatem w takim stanie funkcjonować w dzień i wypełniać obowiązki? Dzieci nie powinno się umieszczać wtedy w szkole, bo one i tak z tego nie skorzystają. Dziecko powinno zostać w bezpiecznym miejscu, wyciszyć się – powinniśmy zadbać o jego równowagę psychofizyczną. Dorośli też powinni wypocząć, mogą mieć trudności w pracy. W przypadku Ukraińców, którzy już byli w Polsce, pracowali, to co się stało również było szokiem. Przyjeżdżały do nich rodziny, bardzo straumatyzowane. Proszenie o pomoc to nie wstyd, podobnie przyznanie się do tego, że w tej chwili nie daję rady. To lepsze niż pójście do pracy, wykonywanie obowiązków, przy których możemy sobie lub komuś wyrządzić krzywdę.

A co jeśli te objawy nie mijają po miesiącu?

Wtedy możemy podejrzewać zespół stresu pourazowego czy depresję. Te osoby nadal mogą mieć odczucie derealizacji i depersonalizacji, nie mija poczucie lęku i nieufność czy niekontrolowane wybuchy gniewu. Czasem są obecne uporczywe powroty intruzywnych wspomnień, na które uchodźcy nie mają wpływu: w pewnym momencie staje im przed oczami obraz walącego się domu czy lecącej bomby. Takie flashbacki dezorganizują zachowanie i funkcjonowanie. Ofiary mają nadal problemy ze snem, koszmary senne za każdym razem, kiedy położą się spać. To prowadzi do biologicznego wyczerpania organizmu. Jeśli dana osoba nie śpi miesiącami, musi skorzystać z pomocy, najlepiej psychiatry. I wtedy – jeśli mamy już do czynienia z zespołem stresu pourazowego – to bardzo dobrze jest skierować taką osobę na terapię, podczas której psycholog czy psychoterapeuta zajmie się nią i będą przepracowywać to, co się stało. Ogólnie chodzi o to, żeby traumę i cierpienie, które spotkało daną osobę, „wbudować” w jej życie: uświadomić, że jest to część jej własnej historii i nadać sens temu doświadczeniu, gdyż nie ma takiej siły, która by zmieniła przeszłość.

Nie jest to łatwe i do akceptacji tego, co się stało, muszą na pewno przebyć długą drogę.

To trudne, dlatego pracujemy również nad poczuciem winy – gdyż ofiary obwiniają siebie, a nie obiektywną sytuację czy agresora za to, co się stało. Na przykład ofiary gwałtów stawiają pytania typu: dlaczego mnie to spotkało, dlaczego ja tędy poszłam, dlaczego się tak ubrałam? I szukanie odpowiedzi na takie pytania nieraz trwa miesiącami albo czasem i latami. Z taką osobą pracuje się między innymi nad tym, aby pozbyła się poczucia winy za coś, czemu absolutnie winna nie jest. Ta praca przebiega wielotorowo, często wymaga współpracy wielu specjalistów, nie tylko psychologów czy psychiatrów, ale i pracowników socjalnych, pedagogów, prawników, a także bliskich ofiary.

Słuchając, myślałam o doświadczeniach, które mieliśmy w ubiegłym roku. Zaczęliśmy uczyć od marca języka polskiego uchodźców wojennych z Ukrainy. I w jednej chwili pojawiły się setki osób, z których każda miała swoją historię. Pamiętam ludzi, którzy przychodzi na kurs języka polskiego, gdzie musimy się komunikować, a oni patrzyli w podłogę. Jakie mamy tematy na początku kursu językowego? Rodzina, dom – obawiałam się, aby nie spowodować tym na zajęciach jakiegoś dyskomfortu. Czy my, niespecjaliści, powinniśmy z nimi o wojnie rozmawiać? Były takie sytuacje, że ten temat jakby wisiał w powietrzu. Co Pani na ten temat uważa, jak należałoby się zachować?

Ma Pani wiele ciekawych spostrzeżeń, które są nieobce psychologom – szczególnie na początku swojej drogi. Pamiętam, kiedy zaczynałam, podobnie jak Pani, nie wiedziałam, czy mogę o tym z uchodźcami mówić. I po prostu trzeba ich zapytać. To najprostsze, co możemy zrobić – zapytać: czy chcecie o tym porozmawiać? Niektórzy uchodźcy wojenni nie chcieli o tym nawet napomknąć, a niektórzy rozmawiali o tym bez przerwy. To jak z żałobą – gdy ktoś umrze, a my boimy się o nim porozmawiać z jego rodziną. Podobnie uchodźcy – utrata kraju, domu, bliskich to jest żałoba, kolejne etapy przechodzenia przez nią, i to trwa. Trwa rok, dwa, a nawet dłużej, musimy mieć czas, aby pogodzić się ze stratą. Tematy, które poruszamy na spotkaniach – na przykład: dom – mogą być bodźcami wyzwalającymi symptomy PTSD, ponieważ kojarzą się z urazem. Skojarzenia, nawet bardzo odległe, przywołują traumatyczne wspomnienia, a te – lęk, ból i symptomy PTSD. Mamy więc błędne koło. Pomoc ofiarom jest dwutorowa – farmakoterapia i psychoterapia. W przypadku uchodźców dochodzi jeszcze pomoc socjalna, prawna, materialna oraz problemy z integracją społeczno-kulturową.

Osobną grupą, wymagającą na pewno szczególnego podejścia, są znajdujące się w takiej sytuacji dzieci.

Dzieci przysłuchują się uważnie temu, co mówią dorośli i przypominają sobie te przerażające szczegóły. Miałam takie sytuacje podczas pracy z ludźmi z Czeczenii, gdzie w rozmowach pojawiały się tematy tortur, czasem bardzo wymyślnych, stosowanych przez Rosjan. I na Ukrainie jest obecnie podobnie, jak pokazują nam media. Dzieci stale słuchały tych strasznych wspomnień, wręcz je chłonęły i dlatego trzeba było uświadamiać rodzicom, aby chronili dzieci, one nie powinny być narażone na tego typu bodźce. Dorośli, w swoim bólu nie zauważali tego, byli tak bardzo skupieni na sytuacji w swoim kraju i na poczuciu straty, że nawet nie zauważali przysłuchujących się im dzieci. Dla dorosłego to jest naturalny proces, że musi o tym opowiedzieć w gronie ludzi, którym ufa. Mówiąc o traumie, oswajamy ją i wbudowujemy w nasze życie, w naszą opowieść o własnym życiu, narrację, którą ma każdy z nas. Natomiast u dzieci to działa inaczej, w specyficzny sposób przeżywają one traumę. Najogólniej mówiąc, chłopcy oraz dzieci starsze częściej stosują strategie pobudzenia, natomiast młodsze dzieci i dziewczynki strategię zamrożenia. W sytuacji, jaka miała miejsce w ubiegłym roku, ludzie pomagający uchodźcom rzeczywiście nie byli przygotowani na pracę z ofiarami traumy, ale – co trzeba podkreślić – bardzo dobrze sobie poradzili.

Musieliśmy sami znaleźć wszystkie rozwiązania. Dużo analizowałam, zastanawiałam się nad każdym słowem, aby nikogo nie urazić. To dla mnie było zupełnie nowe.

Ofiary traum masowych są bardzo wrażliwe na to, co się stało i bardzo to przeżywają, ale – jak zauważyłam w mojej pracy – bezbłędnie odczuwają, kto jest im życzliwy. Świetnie również wyczuwają fałsz ludzi, którzy z nimi pracują. W pracy z uchodźcami wszyscy działamy w stresie, czasem dochodzi do konfliktów, np. na tle różnic kulturowych i wymiana zdań bywa ostra, ale jeśli nie znika wzajemny szacunek, to szybko dochodzimy do porozumienia. Uchodźcy też muszą się z tymi różnicami kulturowymi zmierzyć. Jednak, aby te spięcia nie zostawiały śladów, trzeba o tym rozmawiać i szczerze wszystko wyjaśnić.

Tak, rozmowa rzeczywiście pozwala uniknąć wielu nieporozumień.

Chociażby w tej sytuacji, o której Pani powiedziała – zajęcia dydaktyczne są również takim miejscem, w którym można zobaczyć, czy coś złego dzieje się z człowiekiem. Pracowałam z nauczycielami, którzy często zgłaszali różne obserwacje. Ta współpraca wybrzmiała także w obecnej sytuacji na naszym uniwersytecie. Bardzo zawsze sobie ceniłam pomoc nauczycieli, bo właśnie na lekcjach mówimy o czymś – tak jak Pani powiedziała np. o domu – i nagle ktoś wybucha płaczem, coś w nim pęka. I nauczyciele – dzięki temu, że z nami współpracowali – wiedzieli, jak reagować. Ta współpraca jest bardzo ważna. Zdarzały się osoby, które miały w klasach małoletnich uchodźców, i przychodziły do mnie, mówiąc, że dziecko rysuje tylko czarną kredką, a te rysunki są przerażające. Rozmawiam więc z rodzicami, badam dziecko, w końcu pytam je, dlaczego rysuje w ciemnych barwach, a ono odpowiada, że po prostu lubi te kolory albo różowa kredka się zgubiła. Przekazałam więc nauczycielkom informacje zwrotne, a one mogły już skupić się na prowadzeniu lekcji zamiast na analizowaniu stanu psychicznego ucznia. Pochwalam taką czujność kadry pedagogicznej, to jest ważne – lepiej być przewrażliwionym, niż przeoczyć coś istotnego.

Istotna wydaje się świadomość, jak należy w takich sytuacjach postępować.

Na warsztatach dla osób, które otworzyły swoje domy przed przybywającymi uchodźcami, pytano mnie również, co robić, żeby się z tymi ludźmi dogadać. Bo taka osoba – na przykład – zamyka się w pokoju, nie ma z nią kontaktu. To jest doświadczenie bardzo specyficzne. Zwykle problem polegał na różnicach kulturowych i nieznajomości języka. Młodsze pokolenie w Polsce już nie posługuje się językiem rosyjskim.

My też obserwowaliśmy takie sytuacje. Niektóre osoby chciały dużo rozmawiać, a inne zupełnie nie. Widać było to już w wiadomościach mailowych, które otrzymywaliśmy. Gdy jedni pisali: dzień dobry, chciałbym zapisać się na kurs, do widzenia. A inni wysyłali do nas bardzo długie wiadomości, w których opisywali wszystko po kolei: co się stało, ile dni jechali, z kim tutaj są – jak dla mnie o wiele za szczegółowo jak na oficjalny kontakt z jakąś instytucją. Może to wynikało z ich potrzeby, żeby o tym opowiedzieć.

Niektóre osoby radzą sobie z ostrym stresem czy traumą w taki sposób, że one muszą o tym opowiedzieć. Ktoś będzie dusił to wszystko w sobie, a ktoś inny chce się od tego uwolnić. Takie katharsis będzie powodowało ulgę. Byliście być może pierwszymi osobami, które w obcym, odległym od domu miejscu się do nich odezwały – bo znały ich język i z którymi mogły mieć dłuższy, indywidualny kontakt.

Były takie jednostkowe sytuacje, gdy osoby odmawiały komunikacji w języku rosyjskim, mówiły, że sobie tego nie życzą. Przechodziliśmy na inny język, na przykład na język angielski – im było trudniej, ewidentnie było widać, że sobie gorzej radzą, ale jednak wybierały tę trudniejszą formę komunikacji.

Ta złość jest naturalna – nie chcą mieć do czynienia ze swoim wrogiem, nie chcą posługiwać się jego językiem. To jest naturalna reakcja. I dobrze robiliście, gdy ktoś nie chce się w ten sposób komunikować, to nie możemy go zmuszać.

Już podczas spotkań zdarzało się, że pojawiał się płacz. Zwykle dawaliśmy tej osobie czas, aby ona ten moment przeżyła i wtedy szliśmy dalej.

Te osoby też nie chciały na pewno zwracać na siebie uwagi. To była chwilowa reakcja – wróciły wspomnienia i emocje musiały w jakiś sposób znaleźć ujście: mógł to być płacz, ale mogły to również być jakieś agresywne zachowania. Te emocje są mi znane z pracy, to one powodowały, że na przykład podczas spotkania ktoś rzucał jakimś przedmiotem i wychodził. Nie należy brać tego do siebie. Podczas pracy z osobami po traumie nawet nie wiemy, co może być bodźcem wyzwalającym gwałtowne zmiany nastroju, może to być coś z pozoru zupełnie obojętnego, co skojarzone przez tę osobę wywoła reakcję urazową. Czasem nie powinniśmy nic robić i prowadzić zajęcia dalej, gdyż uchodźca szybko sobie radzi z emocjami i nie chce zwracać na siebie szczególnej uwagi grupy. Jeśli natomiast taka osoba wyszłaby z zajęć, można zrobić przerwę i pójść za nią, aby zapytać, czy potrzebuje pomocy. Ona wtedy odbiera sygnał: jest ktoś, kogo mój los interesuje. Nie powinniśmy się bać zrobić takiego ludzkiego gestu, który nam podpowiada serce, oczywiście bez jakiejś szczególnej egzaltacji.

W naszych kulturach ten dystans się dosyć szybko skraca. Gdy wyczuwali osobę, która jest otwarta, to i dzieci się przytulały, ale zdarzało się, że i osoby dorosłe – panie, bo panów zresztą było bardzo niewielu.

To jest naturalna i uniwersalna empatia, międzyludzka więź, potrzeba znalezienia namiastki rodziny czy przyjaźni – miałam takie sytuacje także z uchodźczyniami z naprawdę odległych kultur – jak Czeczenia, Armenia, Irak czy Sri Lanka. Te kobiety potrzebowały, żeby ich dotknąć, pogłaskać po ramieniu, nawet przytulić. To jest naturalna ludzka reakcja, drobna a jednocześnie wielka rzecz, która daje drugiemu człowiekowi poczucie, że nie jest sam.

Jeszcze wróciłabym do dzieci, które mieliśmy w różnych punktach pod opieką, nasi studenci również nimi się zajmowali. Tu też pojawiały się pytania, czy i jak należy z dziećmi rozmawiać o tym, co się dzieje. Czy raczej powinniśmy pozwolić im oderwać się od problemów – i zajmujemy je, angażujemy w inne aktywności?

Autentyczność w tych kontaktach jest niezwykle ważna. Zresztą dzieci uchodźcze, z którymi ja również długo pracowałam, świetnie zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje. Trauma powoduje, że te dzieci mają skradzione dzieciństwo, szybciej dorastają i dojrzewają. Nieraz, gdy rozmawiałam z 5- lub 6-latkiem, byłam zdumiona jego spostrzeżeniami dotyczącymi otaczającego świata. Miałyście dobrą intuicję, żeby to właśnie była odskocznia dla nich. W domu stale obecny jest smutek, łzy mamy, niepewność, pełne napięcia oczekiwanie na telefon od taty, który został na Ukrainie. Dziecko nie może rozwijać się w takiej atmosferze, to powoduje u niego silny lęk, skutkuje różnego rodzaju zaburzeniami. Jeśli dziecko zechce mówić i zaufa wolontariuszom, to często samo zaczyna taką rozmowę. I wtedy trzeba go wysłuchać i delikatnie pewne rzeczy wytłumaczyć, jeśli o coś pyta. Zabawa jest również dobrą formą diagnozy dzieci uchodźczych i pomocy w pokonaniu stresu i jego następstw. Miałam kiedyś taką sytuację z dzieckiem, to był chłopczyk z Afryki mówiący tylko w swoim narzeczu, który w zabawie pokazywał mi swoje przeżycia: chował się, pokazywał jak napastnicy strzelają do jego bliskich. Byłam zdumiona plastycznością przekazu oraz tym, jak szybko to dziecko mi zaufało. Ale ono również dobrze wiedziało, że my się nie możemy inaczej dogadać. Dzięki tej – z pozoru nic nie znaczącej zabawie – mogłam porozmawiać z jego ojcem o tym, czego dziecko było świadkiem, i dać mu pewne wskazówki dotyczące postępowania z synkiem. Wolontariusze pracujący z dziećmi zwykle starają się im zająć czas, głowę i uwagę czymś innym niż to, z czym się spotkały i w czym jeszcze stale tkwią.

To na koniec jeszcze pytanie o wolontariuszy właśnie. Obserwowaliśmy, jak oni się bardzo angażują, jak dają z siebie wszystko. I kiedy okazało się, że ta sytuacja trwa tydzień, miesiąc, potem kolejny miesiąc, dzisiaj już rok i nadal są osoby, które potrzebują wsparcia, to też widzieliśmy jak dużym obciążeniem jest to dla osób niosących pomoc. Co w sytuacji, kiedy bierzemy na siebie tę pomoc, jak ma sobie radzić osoba, która nagle staje w obliczu nieznanych jej sytuacji i działań?

Wolontariuszy nie można zostawić samych sobie. Powstała właśnie inicjatywa pod patronatem prof. Katarzyny Kotarskiej, prorektor ds. studenckich – Wsparcie i Rozwój. Tam będzie można takich wolontariuszy kierować, mamy też sekcję psychologiczną. Pracując długie lata w ośrodkach dla cudzoziemców, byłam proszona o robienie szkoleń dla wolontariuszy, aby poznali swoje mocne i słabsze strony w pracy z ludźmi po traumie. Takie warsztaty pogłębiają ich kompetencje społeczne i międzykulturowe. Wolontariusze mają w sobie szczerość i autentyczną chęć niesienia pomocy, to jest na pewno widoczne i doceniane. Czasem jednak przychodzi taki moment, że czują, że to jest zajęcie niewdzięczne, że nikt mi za to nie podziękuje. I to trzeba przepracować. Wolontariuszy dopada wypalenie pracą w trudnych warunkach, które można porównać do wypalenia zawodowego. Ale wiem, że uniwersytet docenia naszych wolontariuszy. Musimy pamiętać, że osoby, którym pomagamy, mają podwyższoną nieufność, wynikającą np. z zaburzenia, jakim jest zespół stresu pourazowego. I z takimi osobami pracuje się trudno. Psychoedukacja wolontariuszy w zakresie różnic kulturowych, ale i obciążenia traumatycznymi doświadczeniami, jest ważna. Istotny jest też problem przenoszenia tych emocji na siebie. Najważniejsze, aby nie byli w tym sami.

W takie działania angażują się osoby wrażliwe, empatyczne, ale jednocześnie muszą być w tym wszystkim bardzo wytrzymałe.

Człowiek jest naprawdę silny. Patrząc na osoby uciekające przed wojną i prześladowaniami, widzimy przede wszystkim to, jak są bardzo skrzywdzone, przerażone, zmarznięte, głodne i wiemy, jak poważne mogą być psychiczne i fizyczne następstwa doświadczonej traumy. Ale z drugiej strony powinniśmy pamiętać, że istnieje zjawisko potraumatycznego wzrostu. Pokazuje ono, że osoby, które miały tragiczne doświadczenia, potrafią tak je wbudować w strukturę swojego życia i swojego ja, że osiągają wiele sukcesów, są silniejsze, potrafią pomagać innym. Uchodźcy, z którymi mam kontakt po latach, mówią mi, że choć doświadczyli niewyobrażalnej traumy, to jednak dzięki temu przestali się bać realizować śmiałe plany i marzenia, osiągnęli w życiu więcej, niż się spodziewali.

Warto też podkreślić, że mocno zaangażowali się nasi studenci pochodzący z Ukrainy, podejmujący każdą formę pomocy. Mówili też czasem, że czują taki rodzaj obowiązku – skoro już tu są, potrafią mówić po polsku, wiedzą, jak pewne sprawy załatwić.

Ważne są też działania integracyjne. Będziemy zajmować się tym w sekcji międzykulturowej zespołu Wsparcia i Rozwoju. Aby nie zniechęcić przybyszów do integracji społeczno-kulturowej, należy zadbać o nich jako grupę, która nie odseparuje się i nie zamknie w swoim kręgu. Ważne są kontakty i więzy przyjaźni pomiędzy gośćmi i gospodarzami. W tym przypadku możemy powiedzieć, że studenci z Ukrainy byli i są dla swoich rodaków mentorami, przewodnikami w obcym kraju. To również rodzaj nowego doświadczenia w życiu studentów, które zaprocentuje w przyszłości. Przede wszystkim jednak należy też im – i wszystkim wolontariuszom gorąco podziękować za pracę. Chociaż oczywiście oni pewnie tego nie oczekują, bo nie o to w pomaganiu chodzi. Ale i tak z naszej strony należą im się ogromne podziękowania.

Rozmawiała

dr Agnieszka Szlachta

Wywiad opublikowany w "Przeglądzie Uniwersyteckim"



NiUS Radio

Centrum Edukacji Medialnej i Interaktywności
Uniwersytet Szczeciński
ul. Cukrowa 12, 71-004 Szczecin
tel.: 91 444 34 71
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


© NiUS Radio Uniwersytet Szczeciński wszystkie prawa zastrzeżone. 

Do góry