Droga do Parapat ciągnie się niemiłosiernie. Gdzie się podziała malezyjska infrastruktura? No właśnie, została w Malezji. A Indonezja, a Sumatra w szczególności to inna para kaloszy. Na początku wylotówka z Medan ma nawet i dwa pasy, ale to i tak nie ma znaczenia, dlatego, że każdy tu jeździ jak mu się podoba. Żeby była jasność, często sobie wszyscy zajeżdżają drogę, ale ponieważ odbywa się to przy prędkości 20 km/h nie ma żadnych większych kolizji. Ot, po prostu motorek z całą rodziną wciśnie się między ciężarówkę i rykszę, minibus co chwila parkuje na lewym pasie, bo oczywiście nie ma pobocza, duży jeep skręca w prawo, co powoduje zatrzymanie ruchu na 5 minut itd. Ogólnie klasyczny azjatycki bal. Oczywiście klakson jest podstawowym narzędziem pracy każdego kierowcy, chociaż i tak nikt już nie zwraca na to uwagi. Jedziemy sobie więc w busiku, niemniej, pomimo miłego towarzystwa, droga jest po prostu straszna, nie ma dłuższej chwili, żeby auto jechało bez szarpania. Cały czas przyspieszenia i hamowania, zakręty i wciskanie się miedzy innych i tak bez końca. Do Parapat jest ok. 200 km, więc myślę, że w 3-4 godziny damy radę dojechać, ale jak to w zwykle bywa, całą tę kalkulację można rozbić o kant stołu, bo do Parapat, nad jezioro Toba docieramy bo siedmiu godzinach...