©  NiUS Radio Uniwersytet Szczeciński wszystkie prawa zastrzeżone. 

 
  • Home
  • Aktualności
  • Kultura
  • (Wczoraj) Grałem w grę – Deep Madness

(Wczoraj) Grałem w grę – Deep Madness

29 marca 2023 | Dawid Lisowski

Fot. Dawid Lisowski

Ostatnio gram sporo planszówkowych co-opów, głównie ze względu na problem ze znalezieniem partnerów do gry. Być może jedną osobę po wielogodzinnych staraniach udałoby mi się namówić, dwie pewnie po całym dniu przekonywania. Trzech potencjalnych graczy... nie ma o czym mówić. Dlatego bardzo satysfakcjonuje mnie, że dzięki znajomym od planszówek, mogę małym wysiłkiem mentalnym – całą energię zmarnowałem już na sesji – oddać się kolejnej grze. W końcu nie ja organizuję ludzi – ekstra, problem z głowy. Tym razem padło na „Deep Madness” – tytuł, który obił mi się o uszy już parę razy. Wcale nie dlatego, że mieliśmy zagrać w nią już jakieś 5 razy. No dobra, przesadzam, 4 z hakiem. W końcu jednak zebraliśmy się w piątkę, żeby móc oddać się grze.

Rozgrywka dzieje się w bazie, bodajże naukowej - do tej pory nikt rozwiał moich wątpliwości, gdzie tak właściwie się znajdujemy. Głównym motywem gry jest to, że niektóre z pomieszczeń są zatopione. Popatrzyłem na rozłożoną planszę i pomyślałem – kurczę, niebieskie nakładki na elementy planszy, które imitują wodę. Kozacki pomysł, autorzy, widać się postarali. Mój entuzjazm został szybko zgaszony, gdy okazało się, że to autorski pomysł właściciela gry – twórcy przygotowali… jedynie żetony. W sumie zawsze to coś. Fabularnie nie wiem do tej pory, co potwory robiły w tej bazie – bo tak, w trakcie gry na mapie pojawiają się różnego rodzaju potwory. I tak, jak tematycznie w innych grach, były to różnego rodzaju zombie, przedwieczni bogowie, itp., tak tutaj chyba twórcy polecieli mocno w „poprawność polityczną” – i mamy wszystkiego po trochu.

No dobra, klimat jakiś jest, co z rozgrywką?

Jest to kolejną gra kooperacyjna, w której "kooperacja" oznacza, że w momencie, gdy postać któregoś z graczy zginie to automatycznie przegrywamy – i w zasadzie tyle ze wspólnego grania. Może to subiektywne odczucie, ale w wielu grach brakuje faktycznego elementu współpracy. Szczególnie, że w Deep Madness sprowadzają się one do wymiany, wspólnego celu. Umiejętności postaci pewnie jest więcej, niż mi się wydaje, ale podczas gry wszystko było oddalone na stole na tyle daleko, że musiałem się o to pytać wiele razy.

Rozgrywka toczy się aż do wykonania celu danej misji – w naszym przypadku zebrania trzech żetonów i dojścia do oznaczonego pomieszczenia (w rzeczywistości jest to ciekawsze, niż się wydaje) bądź do osiągnięcia limitu rund albo do momentu, kiedy ktoś zginie – powtarzam tę część nie bez powodu. „Deep Madness” w porównaniu do tytułów, takich jak „Zombicide” czy „Zombicide”, tylko w innym klimacie, albo „Zombicide” ale w jeszcze innym klimacie, jest trochę bardziej angażująca. Choć brak różnych akcji, które można wykonać – co nie jest czymś nowym, duża część gier cierpi na tę przypadłość – sprawia, że często będziemy marnować nasze ruchy na pomijanie tury. Co ciekawe, w tej grze nacisk postawiony jest nie na pokonywanie kolejnych potworów, a na bezwzględne wykonanie celu, czyli w sumie ucieczkę przed stworami. Żeby było śmieszniej, nagrody za ich pokonywanie są relatywnie niezłe, więc stajemy przed wyborem – czy uciekać, czy rzucać 15 razy kostką, żeby nie trafić żadnej piątki bądź szóstki. I tu jest ten element, który mi się kompletnie nie podoba w tego typu grach – kości. Możliwe, że zostałem przeklęty, albo jest to wina zakazanego w Polsce hazardu – tak może byłbym bardziej przygotowany – ale nie potrafię w kości. I to nie tylko w fizyczne, nie bez powodu mam negatywną rangę w kościach na "Kurniku". Stąd też losowość w tego typu grach mnie mocno boli. Niemniej tym razem szło mi wybitnie lepiej, niż zazwyczaj. To zły znak. Grę rozgrywaliśmy przez około 3 godziny czyli statystycznie dłużej, niż wychodziło nam do tej pory. Byliśmy większą liczbą osób, w dodatku czas oczekiwania, pomiędzy ruchami poszczególnymi graczami, był dość spory. Gra nie ciągnęła się w nieskończoność, jednak przy ograniczonym wyborze akcji nie powinniśmy chyba aż tak długo grać tą jedną partię. Jak na złość, na sam koniec stanęliśmy przed nieprzyjemną sytuacją. Jeden z graczy musiał wyrzucić piątkę bądź szóstkę, inaczej wszyscy przegrywamy. Niestety, nie jesteśmy w świecie „Stranger Things” i idealnego rzutu wykonać mu się nie udało, potwory się przebiły, myśmy zginęli – no i to tyle byłoby po rozgrywce w „Deep Madness”.

Moje wrażenia...
Gra była ciekawa. Pomimo elementów, które nie zrobiły na mnie większego wrażenia – przedmioty które były, uh, no jakieś były, oraz umiejętności, jakich w ostatecznym rozrachunku nie wykorzystaliśmy ani razu – grało się zaskakująco przyjemnie. Tematyka mnie nie urzekła, głęboko czułem się, co najwyżej znużony, niż rozemocjonowany – no chyba, że przez rzucanie kostkami – jednak drobne mechaniki, jak te z zatopionymi pomieszczeniami i tlenem trochę ratują ten tytuł w moich oczach. Czy zagrałbym ponownie? Jak oferują to biorę, czemu nie. Zdecydowanie bardziej trafia w moje gusta, niż klasyczny „Zombicide”, jednak na tle ostatnich tytułów wypada średnio. Szczególnie, że „Return to Dark Tower” było prześwietne, ale w podobnej cenie do tej gry możecie znaleźć dość sprawnego Matiza (w którym potem możecie przewieźć samo „Deep Madness”, ciężko nie nazwać tego dobrym „dealem”). Dla zainteresowanych – polecam, dla niezainteresowanych – nie polecam, choć nie mogę tak wielce narzekać, bo przynajmniej wczoraj zagrałem w grę.
Dawid Lisowski


NiUS Radio

Centrum Edukacji Medialnej i Interaktywności
Uniwersytet Szczeciński
ul. Cukrowa 12, 71-004 Szczecin
tel.: 91 444 34 71
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


© NiUS Radio Uniwersytet Szczeciński wszystkie prawa zastrzeżone. 

Do góry